niedziela, 15 marca 2015

Różana (sic!) puszka

Nie wierzę, że różana..... No cóż, wyprzeć się trudno, kiedy róże pachną mi ....czekoladkami :)
Puszka pozostała mi po mini spotkaniu forumowym. Czekoladki dawno zjedzone, a puszka została. Normalnie powędrowałaby do kosza, ale że do niej poczułam sentyment, została potraktowana sentymentalnie. Stąd róże, one są właśnie takie, sentymentalne.....
Ponieważ wierzch nie nadawał się do zwykłego decu, zdobiły go  firmowe wypukłości, trzeba było je zamaskować. Pobawiłam się szpachlówką, a zrobić koło bez szablonu, do tego dość grubo, to niełatwa sprawa, Nie udało mi się idealnie wszystkiego dopracować, niestety, ale może i dobrze, nie wygląda jak zdjęta ze sklepowej półki, a o to mi też chodziło :)
Decoupaż klasyczny, czyli mozolna wycinanka, bez cieniowań, bo tak jak jest, bardzo mi się spodobało. Troszkę reliefów, nie idealnych, ręka odmawiała posłuszeństwa. I patyna. Niby niewiele, ale według mnie wystarczy :)








poniedziałek, 2 marca 2015

Somewhere over the rainbow....blue birds fly......

     Jakiś czas temu, długi, kupiłam coś na kształt komódki na wyprzedaży. Piszę, że na kształt, bo komódką trudno było to nazwać, no chyba, że komódką po przejściach, a więc zdezelowaną-))
Brakowało w niej uchwytów, a i była taka jakaś zniszczona, choć nowa. Zapewne to zasługa klientów sklepu, ale przynajmniej nabyłam ją za nieduże pieniądze. 
Długo stała czekając na swoją kolej, a jeszcze dłużej ją męczyłam. Bo, albo coś mi nie wyszło tak jak sobie wyobrażałam, albo koncepcja mi się zmieniała..., wszak kobietą jestem, a że wyjątkowo zmienną kobietą, no cóż....
    Jedno wiedziałam od początku, będą na niej niebieskie ptaki. Reszta musiała się dostosować.
Na początek dodałam jej "okładki", czyli spód i wierzch, bo za bardzo przypominała standardowe komódki rodem z Ikea.
A potem ...najpierw było bielenie, hmm...., nie pasowało, kombinowanie z farbami AS i woskami, też "to" nie było "tym czymś"...., końcowo pozostała bejca i...... ukłon w stronę Dyzi, czyli romby-)))
Miał być też napis - ale go nie ma.  Na razie, bo kiedyś będzie, najprawdopodobniej będzie.
Lakierowana na mat. ale jakimś cudem na fotkach się miejscami błyszczy, i chyba ją ponownie przetrę papierem ściernym, bo łapie każdą drobinkę kurzu. A tak lubię szorstkość matu, trudno, względy praktyczne wezmą górę.
   Wiem, że nie jest to jeszcze "to", ale poznęcałam się nad nią tyle, że czas dać jej odpocząć, a raczej popracować dla mnie. Jej szufladki skrywać będą "złom", a w zasadzie jego część, bo wszystko się nie zmieści, ale ten drobny na pewno-))